29 września 2012

Rozdanie na powitanie!



Zapraszam wszystkich na mały konkurs w związku z pierwszymi dniami Strefowa :-)





Do wygrania:

  1. Olejek do włosów Amla, Dabur 240 ml,
  2. Paski wybielające zęby – na jeden dzień kuracji do przetestowania, czy taka forma wybielania Wam w ogóle odpowiada – 3D WHITESTRIPS,
  3. Wulkaniczny peeling do stóp + maska/serum do stóp, Perfecta 2x6ml,
  4. Odżywka do włosów Granat&Aloes, Alterra 200ml,
  5. Odsypka maseczki indyjskiej Neem Tone, Hesh 8g, do cery z niedoskonałościami,
  6. Lakier do paznokci, Miss Selene mini nr 237, 5ml, piękny kolor!
  7. Próbka zapachu (2 sztuki) Naomi Campbell Cat Deluxe,
  8. Krem zimowy z filtrem spf 50+, FLOS-LEK 30ml, to w ramach przyszłych mrozów – podobno świetny na narty :-)
  9. Cień do powiek Copper Island, Essence nr 59, 2,5g,
  10. Odsypka różu (który z powodzeniem służy jako brązer i cień do powiek) Raw Sugar, Everyday Minerals, mniej niż 1g – trudno dostępny, więc warto wypróbować :-)


Wszystkie produkty, oczywiście oprócz odsypek, są nowe i w oryginalnych opakowaniach. Cień Essence został użyty jedynie w celu swatcha.



Konkurs polega na wymyśleniu nazwy podstrefy, która byłaby uniwersalna dla różnych produktów kolorowych do oczu – cieni, tuszów, kredek itp.

Przykładowo : 



Analogicznie Wasze zadanie:

Strefa: Oczy. Twoja propozycja

O konkursie:

  •          Konkurs odbywa się na blogu www.strefowo.blogspot.com,
  •         Nagrody oraz wysyłkę funduję ja - autorka niniejszego bloga,
  •          Jedno zgłoszenie = maksymalnie dwie propozycje nazwy,
  •          Termin zgłaszania propozycji to 29.09 – 29.10 br.,
  •          Zwycięzcę wybiorę i ogłoszę na blogu wraz z publikacją jego propozycji, najpóźniej w ciągu 7 dni od zakończenia konkursu,
  •          Zwycięzcę poinformuję o wygranej także mailowo i czekam 7 dni na dane do wysyłki,
  •          W przypadku nie podania danych w terminie, nagroda przysługuje autorowi drugiej z najlepszych   moim zdaniem propozycji
  •      Nagrody wysyłam tylko na terenie Polski,
  •      Zastrzegam sobie prawo do nierozstrzygnięcia konkursu w przypadku małej liczby zgłoszeń.


Warunki uczestnictwa:

1.       Bycie publicznym obserwatorem bloga Strefowo,
2.       Polubienie profilu bloga na Facebooku ,
3.       Dodanie do swojego bloga zdjęcia informującego o konkursie, bądź wspomnienie w notce o rozdaniu,
4.       Podanie zgodnej z tematem nazwy podstrefy, zawierającej nie więcej niż 5 słów,
5.       Podanie adresu e-mail w celach kontaktowych,
6.       W przypadku osób anonimowych, o ile wyrażą chęć udziału w konkursie, obowiązuje punkt 2, 4 i 5.



Propozycje zamieszczamy w komentarzu pod tym postem wg wzoru:


Obserwuję jako: ……………………….. (niezarejestrowani oczywiście pomijają)
Lubię na fb jako: ………………………..
Propozycja podstrefy:  Strefa: Oczy. Twoja nazwa
Adres e-mail: …………………………………….


Nagrody póki co skromne, ale mam nadzieję, że choć po części przypadną Wam do gustu, bo o kreatywność się nie martwię :-)
Zapraszam do udziału!

P.S. Dziękuję Idalii za sprawienie mi ogromnego uśmiechu - mam pierwszego obserwatora bloga :-)
P.S.2. Przy okazji zachęcam do udziału w konkursie u Sagi.


Do przeczytania,
Stref.

27 września 2012

Sylveco po raz pierwszy



Przyznam, że markę Sylveco poznałam niedawno. Zorganizowali konkurs, zgłosiłam się, no i szczęście się do mnie uśmiechnęło – wygrałam zestaw kosmetyków. I to chyba zrządzenie losu, bo podejrzewam, że sama nie zainteresowałabym się ich produktami na tyle, żeby je kupić.   
Dziś na temat jednego z nich. Mowa będzie o lekkim kremie brzozowym, który totalnie skradł moje serce!

  •          Gdzie:             http://sylveco.pl/sklep , sklepy zielarskie
  •          Za ile:             24,92zł
  •          Ilość:              50ml
  •          Przydatność:   6m od otwarcia
  •          Producent:      SYLVECO


Krem przeznaczony jest dla każdego rodzaju cery, która wymaga regeneracji, do cery odwodnionej, przesuszonej, zmęczonej, narażonej na niekorzystne działanie czynników zewnętrznych. Przede wszystkim jest hipoalergiczny więc idealnie nadaje się dla wrażliwców i osób z cerą skłonną do zaczerwienień i uczuleń. Betulina zawarta w kremie działa też korzystnie na zmiany trądzikowe, co czyni go jeszcze bardziej uniwersalnym.

Wierzcie mi, naprawdę pierwszy raz w przypadku kremu, którego używam zdarzyło się, że to, co twierdzi producent pokrywa się z rzeczywistością. 

A co twierdzi?

  •          Że pobudza syntezę kolagenu i elastyny - opóźnia procesy starzenia, zwiększa sprężystość skóry – prawda, to ostatnie czuć, a to drugie się okaże:-),
  •          Nawilża i zmiękcza – prawda,
  •          Odbudowuje warstwę wodno-lipidową, przynosi ukojenie – prawda, skóra nie jest już tak ściągnięta i stała się mniej skłonna do podrażnień,
  •          Chroni przed negatywnym wpływem środowiska – pewnie robi i to :-p,
  •          Świetna baza pod makijaż – sprawdzone, zgadza się,
  •          Nadaje się na okolice przemęczonych oczu – również prawda, ale nie testowałam tu dłużej, bo mam oddzielny krem, który muszę zużyć (ten pod oczy z Sylveco czeka niecierpliwie w szufladzie razem z balsamem do ciała)



W dodatku skład marzenie, wystarczy spojrzeć. Wyróżnione są składniki aktywne:

INCI: Woda,  Olej z pestek winogron,  Olej sojowy,  Ksylitol,  Sorbitan Stearate & Sucrose Cocoate,  Masło karite (Shea),  Stearynian glicerolu,  Olej arganowy,  Olej jojoba,  Kwas stearynowy,  Alkohol cetylostearylowy,  Alkohol benzylowy,  Betulina,  Witamina E,  Ekstrakt z aloesu,  Alantoina,  Guma ksantanowa,  Kwas dehydrooctowy,  Ekstrakt z mydlnicy lekarskiej,  Lupeol,  Kwas oleanolowy,  Kwas betulinowy  (źródło).

Krem przychodzi w buteleczce air-less, dodatkowo opakowany w ładne pudełeczko z przejrzystą szatą graficzną. W ogóle moim zdaniem wszystkie kremy powinny być pakowane w takie buteleczki – nie dość, że higieniczniej, to wygodniej. Minus jest tylko taki, że nie widać zużycia, ale po wadze można przewidzieć denko.



Zapach jest charakterystyczny dla kremów bez zapachu :-) 

Konsystencja rzeczywiście lekka, nie trzeba nakładać dużo kremu żeby pokryć całą twarz więc jest wydajny. Używam go od dwóch miesięcy co drugi dzień i wciąż jest sporo. 



Moim zdaniem idealnie nadaje się pod makijaż, ale też jako krem na zakończenie zabiegów, np. po peelingu i masce algowej. Poza tym to po prostu świetny ratunek na podrażnioną skórę. Łagodzi u mnie rumień i zaczerwienienia po Effaclarze Duo.

Nie powoduje przetłuszczania, wręcz przeciwnie skóra jest zmatowiona, ale nienapięta. Szybko się wchłania, a nałożony grubszą warstwą zostawia cienką powłoczkę, co mi akurat nie przeszkadza.

Po więcej informacji mogę Was śmiało odesłać na stronę producenta KLIK. Wszystko przejrzyście zaprezentowane, jasno opisane produkty i użyte składniki. Aż sama jestem zdziwiona, że trafiłam na produkt do twarzy, który nie przysparza mi powodów do narzekań :-)

Mogę go więc polecić z czystym sumieniem i na pewno do niego wrócę, choć chciałabym też przetestować lekki krem rokitnikowy, zawiesinę Betuleco i ich suplement diety, ale prrrrr…po kolei :-)

 
Znacie, używacie?


Do przeczytania,
Stref.

26 września 2012

Shikakai, czyli na ratunek włosom



Postanowiłam, że na pierwszy ogień pójdzie indyjska maska/odżywka Shikakai firmy Khadi.

Krótko mówiąc, Shikakai jest indyjskim drzewem, a odżywka, to po prostu proszek-ekstrakt z jego orzechów.



Dwa słowa o moich włosach znajdziecie Tu.

Prawdę mówiąc miałam pewne obawy co do stosowania Shikakai. Bo podobno idealnie nadaje się do mycia włosów – ale niby jak proszek ma umyć włosy i w dodatku jeszcze dać się z nich spłukać? Bo podobno wzmacnia i odżywia, hmm… Jaki jest rezultat? O tym poniżej, ale po kolei.   


  • Gdzie:            Na helfy.pl
  • Za ile:            29,00zł
  • Ilość:             150g
  •  Przydatność: 12m od otwarcia
  •  Firma:           Khadi

A teraz rozbierzmy to cacko na czynniki pierwsze:

Opakowanie bardzo przypadło mi do gustu! Ładne, poręczne, nie jakieś tandetne. Żałuję tylko, że nie jest zakręcane. Wieczko się nakłada, co stwarza ryzyko wysypania się proszku, jeśli niechcący puszeczkę upuścimy. Sam proszek pakowany jest w folię i tam też go trzymam, nie przesypuję, żeby nie złapał wilgoci. Minusem jest na pewno brak polskiego opisu na opakowaniu (jest angielski i niemiecki), ale przy odrobinie znajomości języka, albo też jak kto woli przy odrobinie chęci, informacje można znaleźć na helfach.




Jeśli chodzi o zapach, to tu zaczyna się dla mnie męka. Ogólnie mam problem z zapachami produktów indyjskich. Testowałam  jedynie kilka (recenzje na pewno się pojawią) i jak dotąd każdy mnie drażnił, a to z pewnością nie umila użytkowania, ani nie sprawia, że cała w skowronkach hasam w stronę łazienki, żeby tylko móc znowu wypróbować na sobie te specyfiki… No właśnie, w ten oto sposób nie jestem aż tak regularna jakbym chciała, ale zmuszam się i używam seriami, żeby móc ocenić efekty.

No, ale do rzeczy. Shikakai nie pachnie dla mnie niczym innym jak uwaga – przyprawą curry. Tak właśnie. Aż z ciekawości wzięłam słoiczek z przyprawą i saszetkę z tym proszkiem żeby porównać. Nie czuję różnicy ani trochę. Ale różnią się kolorem więc śmiem twierdzić, że to jednak nie jakieś machlojstwo :-)


Jak powinien działać?
Powinien oczyszczać, a dodatkowo poprawiać kondycję włosów, wzmacniać cebulki, zapobiegać łamaniu się i rozdwajaniu końcówek.





Opcja przygotowania różni się

wg producenta: zmieszać dobrane przez siebie proporcje proszku z gorącą wodą, wystudzić, nałożyć na wilgotne włosy i zostawić na 15 min, po czym zmyć letnią wodą;

wg helfy: standardowo, proporcja  1 łyżka proszku do 5 łyżek wrzącej wody. Zmieszać i odstawić na 2h lub na noc. Po nałożeniu odczekać 15-40 min i zmyć ciepłą wodą.

Pierwsza opcja wg Khadi to był kompletny niewypał, dlatego postanowiłam zrobić po swojemu i wzięłam trochę z tego, trochę z tego i dorzuciłam coś od siebie.

Co mi wyszło?

Papka =
·         +/- dwie łyżki proszku,

      +Woda na oko, żeby wyszła ‘medium-thick paste’ jak to określa producent,
na tym etapie wymieszałam i zostawiłam na noc.

Rano było jakby przyschnięte to wszystko, więc dolałam:


  •      1 łyżkę soku z aloesu, 
  •      5 kropel keratyny,
  •     4 krople oleju z pestek śliwki,
  •   około 5ml maski aloesowej Natur Vital

Efekt końcowy: 




Konsystencja błotno-mokro-piaskowa, niezbyt jednolita, bo czuć w niej małe ziarenka właśnie jak od piasku, tyle że są czarne.

Aplikacja. Przyznam, że dość uciążliwa. Trzeba uważać żeby włosy nie były zbyt mokre, bo wtedy wszystko nam spłynie po plecach nawet spod czepka (co już udało mi się zaliczyć). Chciałam rzucić Shikakai wyzwanie i sprawdzić czy rzeczywiście oczyszcza, dlatego nie myłam włosów przez 2 dni, co normalnie robię codziennie ze względu na przetłuszczanie. Sceptycznie więc zwilżyłam włosy ciepłą wodą – nie myłam ich szamponem – po czym naciapałam sobie papki na włosy i wtarłam w skórę głowy. Aplikacja jest dość tępa, naprawdę ciężko mi było równomiernie to nałożyć, kruszyło mi się z włosów i w efekcie zafajdałam pół łazienki… 



Działa czy nie działa?
Trzymałam pod czepkiem około 30 min, po czym zmyłam letnią wodą. Wcale nie było to łatwe, a te cholerne ziarenka do następnego mycia miałam na skalpie – wystarczyło, że się podrapałam i widać je było pod paznokciem…

Nie nakładałam odżywki, ale na końcu zrobiłam płukankę z siemienia lnianego*. Gdy włosy podeschły rozczesałam je bez problemu, ale cały czas towarzyszył mi zapach curry :-)
*Zrobiłam ją, bo w wersji ze spłukiwaniem samą wodą włosy były sztywne, brakowało im nawilżenia. (2 łyżki siemienia zalałam dwoma szklankami wrzątku, odcedziłam, wystudziłam – przepis znajdziecie też TU).

 A efekty? 

  • Włosy jakby grubsze, idealnie oczyszczone! Gdyby całe to przygotowywanie i nakładanie nie było tak uciążliwe, to na pewno stosowałabym częściej żeby odpocząć od szamponu.  
  • Pasma są gładkie, śliskie, ale nie tak miękkie jak po użyciu odżywki.  
  • Co do blasku to uważam, że są produkty, które dają lepszy efekt (a przynajmmniej tak mi się wydaje), ale za to włosy miałam po tym proste jak nigdy. Zawsze końcówki gdzieś tam się wyginały, a pasma przy twarzy falowały, a tu proszę miłe zaskoczenie.




Co do wzmacniania i zapobiegania rozdwajaniu się nie wypowiem, bo nie jestem w stanie stosować tej odżywki regularnie, ale kto wie, może i tu by się sprawdziła na dłuższą metę. Mogę natomiast powiedzieć, że u mnie nie przedłuża świeżości włosów, ale ja chyba ogólnie jestem ciężkim przypadkiem w tej kwestii…

Przy użyciu mniej więcej 2 łyżek jednorazowo opakowanie starcza u mnie na około 7 aplikacji.

Ogólnie rzecz biorąc jestem zadowolona z efektów, ale nie wiem czy kupię ten produkt ponownie. Znając życie ciekawość innych specyfików zwycięży :-)
 

Uff… to chyba byłoby wszystko, mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam.


Stosowałyście Shikakai? Jak wrażenia?

 
Do przeczytania,
Stref.