Witajcie,
Dziś chciałabym Wam przedstawić produkt, który kupiłam jako
tańszą alternatywę dla toniku Alpha-H Liquid Gold. Od dawna chciałam wypróbować
na sobie kwas glikolowy, a że dotąd nie było okazji, to poczułam, że czas po
kuracji antytrądzikowej (pisałam o niej
tutaj) będzie
w sam raz, zwłaszcza, że zależało mi na podtrzymaniu efektu.
Mowa o
toniku Alpha-New ze sklepu
forever-young.pl. Obecnie kosztuje
niecałe 30zł za 125ml, ale nie pamiętam, czy kosztował tyle samo, gdy go
kupowałam.
Do produktu dołączony był dozownik, z którego nigdy nie
skorzystałam oraz waciki, o których również po paru dniach zapomniałam i
przeleżały w szufladzie. Dodatkowo do zamówienia dostajemy kartkę z opisem
produktu, takim samym, jak na stronie sklepu.
Tonik stosowałam 3 razy w tygodniu na noc, bodajże od
początku sierpnia, czy jakoś tak. Niestety nie spełnił moich oczekiwań… Nie udało się utrzymać
cery w ryzach i znów zaczęły pojawiać się grudki na brodzie, a wągry wróciły
jakby z ironią pokazując, że chyba byłam bardzo naiwna myśląc, że się ich na
dobre pozbyłam :-)
Co do plusów, skóra była gładsza, jakby świeższa, ale nie
rozświetlona, tylko przez krótki czas. Im dłużej stosowałam tonik, tym było
gorzej. Jeśli czytacie mojego bloga, to wiecie, że nie było to moje pierwsze
doświadczenie z kwasami, a właściwie myślałam, że tak małe stężenie (5%
glikolowy i mlekowy) nie może zrobić mi krzywdy. Pojemność za tą cenę to
również zaleta. Przyznać też trzeba, że skład jest naprawdę fajny, zobaczcie:
Minusy? Zacznę od drugorzędnej kwestii, czyli
zapachu – jest
różany, przez wodę w składzie, a tego nie znoszę. Pachnie dokładnie jak wersja
toniku PHA z
biochemii, którą kiedyś
miałam.
Początkowo myślałam, że się polubimy, ale z perspektywy nie
jestem usatysfakcjonowana działaniem. Bardzo mnie podrażnił. Po
aplikacji miałam istnego buraczka na twarzy, który jednak ginął po chwili. Z
czasem zaczerwienienie utrzymywało się nawet do rana! Naczynka przy nosie i na
policzkach zaczęły się rozszerzać, były bardziej czerwone niż zwykle (moja
wina, że w ogóle tam smarowałam, ale inne kwasy nie wywoływały takiej reakcji),
mimo że po dwóch razach przestałam w ogóle nakładać tonik w te miejsca. Buzia
piekła i szczypała, nos się łuszczył i nie mogłam niczym odpowiednio nawilżyć
twarzy… Później przypomniałam sobie o kremie z Biodermy, który czekał w
szufladzie i mnie uratował, ale zasługuje na oddzielny wpis więc nie o tym.
Mało tego moja skóra zrobiła się bardzo „niedotykalska”, np. natychmiast
reagowała podrażnieniem na próby nałożenia różu mięciutkim, nota bene, pędzlem. Aplikacja filtra w
dzień też nie należała przez to do najprzyjemniejszych czynności.
Ogólnie wiem, że nie mogłam spodziewać się cudów, ale
kurczę, jak człowiek wyda tyle kasy na leczenie, to chwyci się później
wszystkiego, żeby przedłużyć efekty,
zwłaszcza, że wreszcie poczułam jak to jest mieć normalną cerę (i zazdroszczę
wszystkim szczęściarom, które mają tak na co dzień, oj Wy niedobre!).
Pokornie wróciłam do Epiduo i cera wraca do siebie. Kocham
ten żel, widzę po nim bardzo szybko efekty i przede wszystkim ani trochę mnie
nie podrażnia więc mogę stosować codziennie, jak zaleciła dermatolog. Mimo
powrotu niektórych małych trądzikowych potworków, powoli je oswajam, a skóra i
tak wygląda lepiej niż przed całą kuracją.
Czy przekreślam kwas glikolowy? Nie wiem. Mlekowy kiedyś
stosowałam i nie było problemów, może po prostu ta mieszanka mi nie służy. Nie zużyłam całego toniku więc może dam mu za jakiś czas drugą szansę.
Co cera, to reakcja, może u Was by się sprawdził?
Do zamówienia dorzuciłam krem, który czeka na swoją kolej i
jestem bardzo ciekawa jak wypadnie, bo opisy tych wszystkich produktów sugerują
wręcz cuda :-)
Piszcie, czy macie jakieś doświadczenia z tego typu
produktami, a tymczasem:
Do przeczytania,
Stref.
Edit: Teraz widzę, że prawie się zgrałam tą notką z
nissiax83, zachęcam do przeczytania Jej pierwszych wrażeń.